Dawno umarło już marzenie,
Że coś się jeszcze stanie z nami.
Jak żongler ślepy na arenie.
Bawię się nożem i lampami.
Zbyt już męcząco, zbyt już długo
Kazałaś czekać, biała chusto,
Wszak okupiłem ci się drogo:
Patrzyłem co dzień w białe lustro,
Lękam się, trwożę, ale w głębi
Mam coś, co czeka na twe przyjście,
I gdy się wir zapełni, skłębi,
Uciszę serce uroczyście.
Fanfarą ciemni i obłędu
Powrotu słodką chwilę sławię —
Już mnie bezwolnie niosą prawie
Fal aksamity, miękki żar,
Ukryty potok, gwar rozpędu,
Co mnie z cezury trampoliny
Do góry niesie i podbija.
Wierszem jak piłką tak się bawię
I strofa gnie się, w ręku zwija,
Ze słów cięciwy ciska grot!
Gdy lot ukrywam w kłęby dymu,
Na ostry miecz męskiego rymu
Siadam i znów jak dziki kot
Gibko przysiadam i znajduję
Sam punkt ciężkości,
Piorunem padam w biały lot!
W rytmiczny pęd!
Aż do utraty przytomności.
Już nie mam więzów, nie mam pęt!
Lekko szarfa mnie twoja połaskocze
I aksamit białego kolana.
Będziesz moje rozjaśniała noce.
Razem z tobą się płynnie położę
Pod baldachim płaczących rzęs,
W łożu wielkim z czarnego mahoniu
Na rue Monsieur le Prince.
Poznam dawne malutkie radości,
Co olbrzymie się zrobią stokrotnie,
I jak Dante cię spotkam na moście,
I rozpacze przeminą ostatnie.
Mękę życia obłok zasłoni,
Obłok mały jak chustka do nosa.
Siwe włosy przyczeszę na skroni
I kapelusz nałożę z ukosa.
I gdy znów przyjdzie fala przerażeń,
I gdy wróci dławiące nieszczęście,
Ludzie siecią podstępnych rozważań
Piersi, usta oplotą i pięście.
W dzień deszczowy, wilgotny, gorący
Wielkim krzykiem wywikłam się z matni!
Na ulicę wybiegnę drżąc,
W sztuczne róże ubrany i kwiatki.
I usłyszę z tryumfem ostatni
Krzyk przestraszonej służącej
I płacz matki.
Antoni Słonimski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz